Stocznie, a w szczególności Gdańska, były
potężnie dotowane już za czasów PRL. Jeżeli kogoś winić za doprowadzenie
stoczni do upadku (bo odpowiedzialność jest rozmyta) to największą winę ponoszą
sami związkowcy, którzy za pomocą ogólnego terroru politycznego doprowadzili do
zaniechania konkretnych działań naprawczych przez kolejne rządy, które zamiast
te przedsiębiorstwa zrestrukturyzować, zwolnić część personelu i wyprowadzić do
pionu, po prostu bały się reakcji związków zawodowych i podkładały kolejnym rządom
„kukułcze jajo” stale dofinansowując nierentowne zakłady, oporne na
restrukturyzację.
Stoczniowcy mieli również pecha do złych
manadżerów, którzy nie potrafili stoczni postawić na nogi, albo poprostu nie
zależało im na „stawianiu na nogi”. PiS próbuje wszelkimi sposobami winę za
zamykanie stoczni zwalic na Platformę, ale sam co zrobił przez 2 lata rządów?
Zrobił prezesem Stoczni Gdańskiej Andrzeja Jaworskiego – człowieka bez
doświadczenia, 30 letniego etnologa. Ale za to z poparciem politycznym. I to
był cały wkład PiS w ratowanie bankrutującej stoczni przed tym co musiało
nastąpić – przed upadkiem. Ale zamiast usiąść do stołu, szukać rozwiązań i
dialogu, lepiej robić zadymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz